To niemożliwe, ażeby w końcu nie stać się tym, za kogo inni cię
mają.
~ Juliusz
Cezar
Nastąpił cudowny,
wrześniowy poranek. Pogoda dopisywała; złocista tarcza słońca, rzucała swoje
promienie na Ziemię, ogrzewając wszystko wokoło, soczyście zielona trawa tańczyła
na wietrze, a chłodny zefirek niesfornie psuł harmonię ciepłego, miłego dnia. Siedziałam
w pociągu, w przedziale numer sto dwadzieścia dwa. Znudzona wbiłam wzrok w
przesuwające się obrazy natury za szybą. Co jakiś czas, przez uchylone okno
wpełzał wietrzyk, który porywał moje długie, kruczoczarne włosy do tańca.
Dziś pierwszy dzień
w nowej szkole i czułam się nieco zestresowana na myśl, że nikt mnie tam nie
polubi. Pamiętałam, jak w gimnazjum popełniłam wiele istotnych błędów
życiowych, za które przyszło mi płacić samotnością i wykluczeniem społecznym –
okropna sprawa. Wystarczy wyobrazić sobie, że przez trzy lata nie masz z kim
pogadać i chodzisz po korytarzach sama, w ławce drugie miejsce jest puste, a
gdy jesteś chora i prosisz kogoś o lekcje, odpowiadają ci: „Sorry, ale nie chce
mi się szukać zeszytów”. Nie licząc
ciągłego wytykania palcami i naśmiewania się z byle czego. Miałam dość tej
katorgi i postanowiłam zmienić otoczenie, tym samym pozostawiając liceum, przy
którym stało gimnazjum, do którego chodziłam. Najgorsze było to, że właśnie te
szkoły, były jednymi z najlepszych w moim województwie. Tak bardzo mi zależało
tam pójść! Jednakże swoje szczęście stawiam na pierwszym miejscu, bo cóż mi z
tego, że będę w liceum o wyższym poziomie niż inne, jak będę się w nim bardzo
źle czuła?
Nawet nie
zauważyłam, kiedy pociąg zatrzymał się na peronie, gdzie miałam wysiąść.
Wzięłam swój bagaż i poprawiając czarną bluzę na zamek błyskawiczny z białym
napisem „Metallica” na plecach, wyszłam na dwór. Przywitał mnie chłodny zefirek
i blask słońca. Wielu ludzi tłoczyło się naokoło mnie, zapinając kurtki i
ciągnąc walizki. Gdzieś obok mnie rozbrzmiało echo śmiejącego się dziecka.
Spojrzałam na małą, blondwłosą dziewczynkę, która biegła do kucającej mamy z
wyciągniętymi rękoma. Odwróciłam wzrok, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu i
pieczenie oczu. Nie mogłam patrzeć na pełne radości rodziny. Moje dzieciństwo
pełne było smutku i ciągłych niepewności. Za każdy błąd byłam karana, co źle
oddziaływało na moją psychikę. Wyobraź sobie, że za zjedzenie cukierka, kiedy
tata Ci nie pozwolił, zostajesz wyrzucona do swojego pokoju i zamykana na
klucz. W samotności, ciemności i smutku. Mimo, że płaczesz, nikt nie przychodzi
Cię pocieszyć. Smutne, prawda?
Zacisnęłam mocniej
dłoń na uchwycie bagażu i skierowałam się w stronę mojego nowego domu. Był to
jednopiętrowy domek jednorodzinny z tarasem, ogródkiem i małym garażem. Ściany
pomalowane były na beżowy kolor, a fundamenty przyozdobione były ciemnoszarymi
kamieniami. Na czerwonym, dachówkowym dachu widać było niewielki komin, z
którego wypełzały popielate obłoczki. Wyjęłam z kieszeni bluzy klucze, do
których doczepiony był breloczek w kształcie granatowej gitary elektrycznej z
naklejką logu „Nirvany” i tymże napisem. Moje wargi wykrzywiły się w delikatnym
uśmiechu, by po sekundzie znów stały się poważne. W nienaturalnie fioletowych
tęczówkach tlił się smutek. Pokręciłam głową i otworzyłam furtkę, po czym
weszłam do ogrodu pełnego czerwonych róż. Kiedy dostałam się do przedpokoju, postawiłam
walizkę na podłodze i zdjęłam czerwono-czarną arafatkę z szyi. Westchnęłam
przeciągle i spojrzałam na zegarek – siódma dwadzieścia trzy. Musiałam się
porządnie umyć i przebrać na galowo, gdyż o ósmej trzydzieści musiałam iść do
liceum „Amoris” na rozpoczęcie roku szkolnego.
Rzuciłam niedbale
walizkę na środku podłogi w łazience i wygrzebałam ze środka białą flanelową
koszulę, czarny krawat z wyszytą małą czaszką na jego końcu, czarną spódniczkę,
popielate rajstopy i ciemne baleriny. Spojrzałam do lustra i widząc moją
fryzurę na tzw. Afro, uśmiechnęłam się ironicznie i powiedziałam sama do
siebie:
- Nowe życie, czas zacząć!
- Nowe życie, czas zacząć!
~*~
Kiedy wypełniłam
wszystkie możliwe formalności, skierowałam się do pokoju gospodarza. Zapukałam
i weszłam do środka. Przywitał mnie wysoki blondyn o ciepłym uśmiechu.
- Witaj, szukam gospodarza – zaczęłam niepewnie, a blondyn
wyszczerzył się w uroczym uśmiechu.
- To ja jestem gospodarzem. Miło mi, Nataniel Yoi – odpowiedział,
ujmując moją dłoń i całując jej wierzch. Poczułam ciepło napływające mi do
twarzy i szybko cofnęłam rękę.
- Tak, mi też miło. Akuma Kuroi – bąknęłam, po czym podałam mu
dokumenty. – Tu jest mój formularz i zdjęcie. Czy mógłbyś wypełnić niezapisane
rubryczki? – zapytałam grzecznie i uśmiechnęłam się, żeby nie odebrał mnie za
kogoś niemiłego. Nataniel spojrzał na mnie dziwnie; jego oczy rozszerzyły się
ze zdumienia, a dłoń trzymająca drugi koniec kartek zamarła w bezruchu. Trochę
wprawiło mnie to w zakłopotanie, więc zapytałam:
- Wszystko w porządku? – chłopak podskoczył i cały się czerwieniąc,
wziął ode mnie dokumenty i bąknął pod nosem:
- Tak, tak. W największym – wziął długopis i zaczął wypełniać
formularz, a ja podziwiałam grę cieni na jego włosach; niektóre kosmyki
iskrzyły się złotem, inne zaś nabrały koloru rdzy. Jego pochylona twarz nad
dokumentem była poważna i piękna; uwydatnione kości policzkowe, złote tęczówki,
prosty nos i pełne wargi – był przystojnym chłopakiem. Wbiłam wzrok w jego
dłonie, zaciśnięte na czarnym długopisie. Nagle z mojego transu wyrwał mnie ów
młodzieniec podając mi papiery i uśmiechając się niepewnie. Na polikach
widniały blednące rumieńce. – Proszę bardzo.
- Dziękuję – odpowiedziałam, uśmiechając się ciepło i łapiąc
dokumenty, niechcący muskając dłoń chłopaka. Nataniel znów spojrzał na mnie tym
dziwnym wzrokiem i pospiesznie cofnął rękę.
- Och, ileż mnie pracy dzisiaj czeka! Zaczął się rok szkolny i pełno
uczniów prosi mnie o pomoc odnośnie formalności! – powiedział, nerwowo się
śmiejąc. Uniosłam brwi i wychodząc z pokoju pożegnałam się z tym dziwnym
chłopakiem.
Kiedy szłam przez
hol i oglądałam swój formularz, podziwiając piękny, pochyły styl pisania
Nataniela, ktoś bezczelnie pchnął mnie, że gdybym nie przytrzymała się
parapetu, niechybnie bym się przewróciła. Rzuciłam gniewne spojrzenie trzem
dziewczynom, które z wyższością patrzyły na mnie, uśmiechając się przy tym z
zadowoleniem. Pierwsza odezwała się blondynka, która dumnie podniosła głowę i
kręcąc biodrami podeszła do mnie i prychnęła.
- Witam, jestem nowa – wysiliłam się na kulturę osobistą, co nie
było łatwe. Blondynka skrzywiła się i spojrzała na swoje różowe paznokcie.
- Co ty nie powiesz? – warknęła, a we mnie zagotowała się krew.
- A, powiem! – odwarknęłam, a blondynka prychnęła i spojrzała na
mnie z politowaniem.
- Czy wy to widzicie? – zapytała z kpiną swoje przyjaciółeczki,
które kleiły się do niej, jak rzep do psiego ogona. – Ona myśli, że może się ze
mną równać! – skrzywiła się i spojrzała na mnie z obrzydzeniem. – Żałosny plebs
– wyjęła z kieszenie dwa złote i rzuciła nimi we mnie uśmiechając się z kpiną.
– Masz, kup coś sobie biedna dziewucho – po czym odchodząc walnęła mnie w
ramię, aż się przewróciłam na twardą posadzkę. Oszołomiona wpatrywałam się w
opadające kartki, a w moich uszach dzwonił śmiech dziewczyn.
Chciałam nowego
życia, a tymczasem trafiam w prawie identyczne miejsce. Poczułam się tak
okropnie skompromitowana! Chciałam coś jej odwarknąć, ale nie zdążyłam!
- Ym. Nic ci nie jest? – usłyszałam męski głos. Powoli usiadłam i
odczekałam, aż mroczki przed oczami znikną, po czym spojrzałam na chłopaka,
który stał przede mną, trzymając ręce w kieszeniach ciemnych spodni. Spoglądał
na mnie z pod przymrużonych powiek, a w jego szarych tęczówkach widniało
wymuszone zainteresowanie moim stanem. Bordowe kosmyki okalały jego policzki i
zakrywały szyję. Mimo ostrych rys twarzy, był przystojny; pociągła twarz, ostry
podbródek, aroganckie spojrzenie i brak uśmiechu.
- N-nie… - bąknęłam, a on wzruszył ramionami, włożył słuchawki od
swojej MP3 do uszu i odszedł nawet się za mną nie oglądając, czy na pewno
wstałam, a nie zemdlałam. Oszołomiona odprowadziłam wzrokiem jego odchodzącą
sylwetkę i złapałam się za bolącą głowę. Pierwszy dzień szkoły, a już spotkałam
samych dziwolągów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz