Witaj Drogi Czytelniku!

Właśnie trafiłeś na mój blog z opowiadaniami. Opowiadają one w głównej mierze o miłości, aczkolwiek znajdziesz tam również dramat, komedię i odrobinę kryminału. Jak najbardziej fabuła odpowiednia dla osób nastoletnich.

Chciałabym również dodać, że jest to fanfik mojego autorstwa gry Słodki Flirt, gdzie na forum publikowałam swoje prace, aczkolwiek chciałam poszerzyć grono czytelników i stworzyłam tego oto bloga.

Mam nadzieję, że spodoba Ci się mój blog i dołączysz do obserwatorów :). Liczę na Twój szczery komentarz odnośnie moich opowiadań i zapraszam serdecznie do czytania!

sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział I


To niemożliwe, ażeby w końcu nie stać się tym, za kogo inni cię mają.
~ Juliusz Cezar

            Nastąpił cudowny, wrześniowy poranek. Pogoda dopisywała; złocista tarcza słońca, rzucała swoje promienie na Ziemię, ogrzewając wszystko wokoło, soczyście zielona trawa tańczyła na wietrze, a chłodny zefirek niesfornie psuł harmonię ciepłego, miłego dnia. Siedziałam w pociągu, w przedziale numer sto dwadzieścia dwa. Znudzona wbiłam wzrok w przesuwające się obrazy natury za szybą. Co jakiś czas, przez uchylone okno wpełzał wietrzyk, który porywał moje długie, kruczoczarne włosy do tańca.
            Dziś pierwszy dzień w nowej szkole i czułam się nieco zestresowana na myśl, że nikt mnie tam nie polubi. Pamiętałam, jak w gimnazjum popełniłam wiele istotnych błędów życiowych, za które przyszło mi płacić samotnością i wykluczeniem społecznym – okropna sprawa. Wystarczy wyobrazić sobie, że przez trzy lata nie masz z kim pogadać i chodzisz po korytarzach sama, w ławce drugie miejsce jest puste, a gdy jesteś chora i prosisz kogoś o lekcje, odpowiadają ci: „Sorry, ale nie chce mi się szukać zeszytów”.  Nie licząc ciągłego wytykania palcami i naśmiewania się z byle czego. Miałam dość tej katorgi i postanowiłam zmienić otoczenie, tym samym pozostawiając liceum, przy którym stało gimnazjum, do którego chodziłam. Najgorsze było to, że właśnie te szkoły, były jednymi z najlepszych w moim województwie. Tak bardzo mi zależało tam pójść! Jednakże swoje szczęście stawiam na pierwszym miejscu, bo cóż mi z tego, że będę w liceum o wyższym poziomie niż inne, jak będę się w nim bardzo źle czuła?
            Nawet nie zauważyłam, kiedy pociąg zatrzymał się na peronie, gdzie miałam wysiąść. Wzięłam swój bagaż i poprawiając czarną bluzę na zamek błyskawiczny z białym napisem „Metallica” na plecach, wyszłam na dwór. Przywitał mnie chłodny zefirek i blask słońca. Wielu ludzi tłoczyło się naokoło mnie, zapinając kurtki i ciągnąc walizki. Gdzieś obok mnie rozbrzmiało echo śmiejącego się dziecka. Spojrzałam na małą, blondwłosą dziewczynkę, która biegła do kucającej mamy z wyciągniętymi rękoma. Odwróciłam wzrok, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu i pieczenie oczu. Nie mogłam patrzeć na pełne radości rodziny. Moje dzieciństwo pełne było smutku i ciągłych niepewności. Za każdy błąd byłam karana, co źle oddziaływało na moją psychikę. Wyobraź sobie, że za zjedzenie cukierka, kiedy tata Ci nie pozwolił, zostajesz wyrzucona do swojego pokoju i zamykana na klucz. W samotności, ciemności i smutku. Mimo, że płaczesz, nikt nie przychodzi Cię pocieszyć. Smutne, prawda?
            Zacisnęłam mocniej dłoń na uchwycie bagażu i skierowałam się w stronę mojego nowego domu. Był to jednopiętrowy domek jednorodzinny z tarasem, ogródkiem i małym garażem. Ściany pomalowane były na beżowy kolor, a fundamenty przyozdobione były ciemnoszarymi kamieniami. Na czerwonym, dachówkowym dachu widać było niewielki komin, z którego wypełzały popielate obłoczki. Wyjęłam z kieszeni bluzy klucze, do których doczepiony był breloczek w kształcie granatowej gitary elektrycznej z naklejką logu „Nirvany” i tymże napisem. Moje wargi wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, by po sekundzie znów stały się poważne. W nienaturalnie fioletowych tęczówkach tlił się smutek. Pokręciłam głową i otworzyłam furtkę, po czym weszłam do ogrodu pełnego czerwonych róż.  Kiedy dostałam się do przedpokoju, postawiłam walizkę na podłodze i zdjęłam czerwono-czarną arafatkę z szyi. Westchnęłam przeciągle i spojrzałam na zegarek – siódma dwadzieścia trzy. Musiałam się porządnie umyć i przebrać na galowo, gdyż o ósmej trzydzieści musiałam iść do liceum „Amoris” na rozpoczęcie roku szkolnego.
            Rzuciłam niedbale walizkę na środku podłogi w łazience i wygrzebałam ze środka białą flanelową koszulę, czarny krawat z wyszytą małą czaszką na jego końcu, czarną spódniczkę, popielate rajstopy i ciemne baleriny. Spojrzałam do lustra i widząc moją fryzurę na tzw. Afro, uśmiechnęłam się ironicznie i powiedziałam sama do siebie:
- Nowe życie, czas zacząć!
~*~
            Kiedy wypełniłam wszystkie możliwe formalności, skierowałam się do pokoju gospodarza. Zapukałam i weszłam do środka. Przywitał mnie wysoki blondyn o ciepłym uśmiechu.
- Witaj, szukam gospodarza – zaczęłam niepewnie, a blondyn wyszczerzył się w uroczym uśmiechu.
- To ja jestem gospodarzem. Miło mi, Nataniel Yoi – odpowiedział, ujmując moją dłoń i całując jej wierzch. Poczułam ciepło napływające mi do twarzy i szybko cofnęłam rękę.
- Tak, mi też miło. Akuma Kuroi – bąknęłam, po czym podałam mu dokumenty. – Tu jest mój formularz i zdjęcie. Czy mógłbyś wypełnić niezapisane rubryczki? – zapytałam grzecznie i uśmiechnęłam się, żeby nie odebrał mnie za kogoś niemiłego. Nataniel spojrzał na mnie dziwnie; jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a dłoń trzymająca drugi koniec kartek zamarła w bezruchu. Trochę wprawiło mnie to w zakłopotanie, więc zapytałam:
- Wszystko w porządku? – chłopak podskoczył i cały się czerwieniąc, wziął ode mnie dokumenty i bąknął pod nosem:
- Tak, tak. W największym – wziął długopis i zaczął wypełniać formularz, a ja podziwiałam grę cieni na jego włosach; niektóre kosmyki iskrzyły się złotem, inne zaś nabrały koloru rdzy. Jego pochylona twarz nad dokumentem była poważna i piękna; uwydatnione kości policzkowe, złote tęczówki, prosty nos i pełne wargi – był przystojnym chłopakiem. Wbiłam wzrok w jego dłonie, zaciśnięte na czarnym długopisie. Nagle z mojego transu wyrwał mnie ów młodzieniec podając mi papiery i uśmiechając się niepewnie. Na polikach widniały blednące rumieńce. – Proszę bardzo.
- Dziękuję – odpowiedziałam, uśmiechając się ciepło i łapiąc dokumenty, niechcący muskając dłoń chłopaka. Nataniel znów spojrzał na mnie tym dziwnym wzrokiem i pospiesznie cofnął rękę.
- Och, ileż mnie pracy dzisiaj czeka! Zaczął się rok szkolny i pełno uczniów prosi mnie o pomoc odnośnie formalności! – powiedział, nerwowo się śmiejąc. Uniosłam brwi i wychodząc z pokoju pożegnałam się z tym dziwnym chłopakiem.
            Kiedy szłam przez hol i oglądałam swój formularz, podziwiając piękny, pochyły styl pisania Nataniela, ktoś bezczelnie pchnął mnie, że gdybym nie przytrzymała się parapetu, niechybnie bym się przewróciła. Rzuciłam gniewne spojrzenie trzem dziewczynom, które z wyższością patrzyły na mnie, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem. Pierwsza odezwała się blondynka, która dumnie podniosła głowę i kręcąc biodrami podeszła do mnie i prychnęła.
- Witam, jestem nowa – wysiliłam się na kulturę osobistą, co nie było łatwe. Blondynka skrzywiła się i spojrzała na swoje różowe paznokcie.
- Co ty nie powiesz? – warknęła, a we mnie zagotowała się krew.
- A, powiem! – odwarknęłam, a blondynka prychnęła i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Czy wy to widzicie? – zapytała z kpiną swoje przyjaciółeczki, które kleiły się do niej, jak rzep do psiego ogona. – Ona myśli, że może się ze mną równać! – skrzywiła się i spojrzała na mnie z obrzydzeniem. – Żałosny plebs – wyjęła z kieszenie dwa złote i rzuciła nimi we mnie uśmiechając się z kpiną. – Masz, kup coś sobie biedna dziewucho – po czym odchodząc walnęła mnie w ramię, aż się przewróciłam na twardą posadzkę. Oszołomiona wpatrywałam się w opadające kartki, a w moich uszach dzwonił śmiech dziewczyn.
            Chciałam nowego życia, a tymczasem trafiam w prawie identyczne miejsce. Poczułam się tak okropnie skompromitowana! Chciałam coś jej odwarknąć, ale nie zdążyłam!
- Ym. Nic ci nie jest? – usłyszałam męski głos. Powoli usiadłam i odczekałam, aż mroczki przed oczami znikną, po czym spojrzałam na chłopaka, który stał przede mną, trzymając ręce w kieszeniach ciemnych spodni. Spoglądał na mnie z pod przymrużonych powiek, a w jego szarych tęczówkach widniało wymuszone zainteresowanie moim stanem. Bordowe kosmyki okalały jego policzki i zakrywały szyję. Mimo ostrych rys twarzy, był przystojny; pociągła twarz, ostry podbródek, aroganckie spojrzenie i brak uśmiechu.
- N-nie… - bąknęłam, a on wzruszył ramionami, włożył słuchawki od swojej MP3 do uszu i odszedł nawet się za mną nie oglądając, czy na pewno wstałam, a nie zemdlałam. Oszołomiona odprowadziłam wzrokiem jego odchodzącą sylwetkę i złapałam się za bolącą głowę. Pierwszy dzień szkoły, a już spotkałam samych dziwolągów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz